Aya Kanno - Requiem Króla Róż (11)


Po tym, co zaserwowała mi Aya Kanno w tomach 9 i 10, nie mogłam się wręcz doczekać 11. Byłam bardzo ciekawa jak autorka zamierza poprowadzić dalszą akcję, skoro bohaterów na scenie zostało niewielu. W tym tomie Ryszard został wybrany na regenta i z pomocą lorda Buckingham'a,  próbuje zjednać sobie Radę, niekoniecznie moralnymi metodami, aby zasiąść na tronie bez przeszkód. W dodatku Catesby musi zdecydować komu tak naprawdę jest wierny.

Przyznam, że odnośnie tego tomu mam mieszane uczucia. Z jednej strony autorce udało się mnie zaskoczyć w jednym momencie, a z drugiej zakończenie nie dorównuje pozostałym tomom w tej serii. Odniosłam wrażenie, że tempo akcji jest nierówne. Przez długi czas nic się nie dzieje, potem wielkie zaskoczenie, a na koniec coś czego można było się spodziewać. Jestem zwolenniczką tego, że wielkie bum powinno pojawić się na końcu, żeby człowiek mógł na spokojnie to sobie przemyśleć, a nie gnać na złamanie karku z dalszą fabułą. Mimo wszystko nie czuję się zawiedziona. od pierwszego tomu pokochałam tą mangę i należy ona do grona moich ulubionych. A im bardziej Ryszard staje się zły, tym bardziej moje podłe serce się cieszy. Mam tylko nadzieję, że autorka wie co robi i następny tom nie będzie przypominał mamałygi. Troszeczkę się tego boję. Nie chciałabym, żeby Ryszard skończył jak Daenerys Targaryen ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz